Pokażę Wam produkt, który przynosił ulgę mojej skórze w największe upały. Kiedy w cieniu temperatura przekraczała 30 stopni w mojej torebce zawsze była mgiełka do skóry suchej i normalnej firmy Inglot.
Mgiełka zamknięta jest w wygodnej buteleczce z aplikatorem- spryskiwaczem. Buteleczka jest na szczęście leciutka, plastikowa- dzięki temu nosząc ją w torebce nawet tego nie odczuwałam. A staram się w torebce nosić tylko niezbędne rzeczy, w przeciwnym wypadku chodzę lekko wygięta na bok. Tak, kocham duże torebki, dużo się do nich mieści a to niebezpieczne dla kręgosłupa. W każdym razie buteleczka jest leciutka.
Mgiełka ma właściwości nawilżające, nie odczułam tego w znaczącym stopniu, ale nie można też tego wykluczyć. Na pewno nie wysusza. Wspaniale odświeża wtedy gdy spryskamy nią twarz bez makijażu jak i jeżeli (nawet w największe upały wybrałyśmy się gdzieś gdzie makijaż jednak trzeba było nałożyć) nakładamy ją na lekki makijaż. Pozostawia go w nienaruszonym stanie.
Do tego dochodzi zapach- delikatny, kwiatowy. Znajomi pytali mnie częściej o tą mgiełkę niż o prawdziwe perfumy których używam. Zapach jest mocny, przyjemny i utrzymuje się całkiem długo.
Mgiełkę znajdziecie TU, jej cena to 25 zł na stronie Inglot, jeżeli się nie mylę na stoiskach jest trochę droższa (27zł?). Dostępna jest także mgiełka do cery tłustej.
Oprócz tej mgiełki w upały używałam także zwykłej wody termalnej i kremu z filtrem. A Wy czym lubicie ratować skórę w upały? :)